środa, 18 listopada 2020

Cudowne dziewczyny

I co jest takiego ciekawego w książce o grupie dziewcząt z warszawskiego osiedla? Wszystko! To historia z krwi i kości, podsycona tłem PRL-u, często minimalistyczna w środkach, jednak wywołująca maksymalną czytelniczą przyjemność.

Grażyna Plebanek buduje niezwykle interesującą narrację, przedstawiając czytelnikowi świat oczami kilku postaci, które na przestrzeni powieści z małych naiwnych dzieci przeradzają się w dojrzałe i świadome kobiety. Wraz z nimi rośnie całe osiedle Stegny Południe, powstaje tysiąclatka i pojawiają się kolejne bloki przy tytułowej ulicy Portofino. Bloki, które wypełniają się ludźmi o różnych poglądach i przeszłościach, różnym wykształceniu, odmiennych kodeksach moralnych. Komuna, czerwoni, socjalizm, partia, Kościół, ruch oporu, solidarność – dla małych dzieci, sprawy całkiem niezrozumiałe, więc na początku bezmyślnie powtarzają to, co usłyszą w domu. Wybiegają na podwórka z kluczami na szyjach, by wisząc na trzepakach tworzyć własne systemy wartości i uczyć się świata po swojemu.

Z czasem dziewczyny zyskują coraz większe rozeznanie w otaczającej je rzeczywistości, a gdy osiągają wiek nastoletni, społeczeństwo oczekuje już, że zajmą jakieś stanowisko i opowiedzą się jednoznacznie po którejś ze stron. Jednak nasze bohaterki mają w sobie buntowniczą iskrę, która sprawia, że zamiast wybierać jedną z utartych już dróg, decydują się żyć po swojemu i wytyczać nowe ścieżki. Bardzo przyjemnie obserwuje się ten proces, zwłaszcza że dziewczyny mają różne charaktery i temperamenty, co gwarantuje czytelnikowi całą gamę emocji i doświadczeń.

Mimo wszystkich różnic tę ciekawą grupę dziewcząt spaja niezwykła przyjaźń. Przyjaźń, w którą wpisana jest siła kobiecości, jej odkrywanie, podobne doświadczenia właściwie kobietom, ta szczególna więź nazywana czasem solidarnością jajników. Nawet dziś (a może właśnie szczególnie dziś), tak bardzo ważne jest, byśmy się wspierały i zamiast stawać naprzeciw siebie i dawać się poróżnić, potrafiły się zjednoczyć i działać razem. Ta myśl ukryta między stronami Dziewczyn z Portofino to jeden z największych atutów powieści i powód, dla którego przeogromnie polecam tę książkę szczególnie kobietom, zarówno tym młodym, jak i trochę starszym.

Kołem napędowym narracji jest tajemnica zaakcentowana na początku książki – Grażyna Plebanek nie podaje na raz głównego dania, tylko częstuje czytelnika mniejszymi kąskami, co tylko rozbudza większy apetyt. Jest przystawka, drugie danie i deser – cała czytelnicza uczta razem z aperitifem. Co jakiś czas narracja przeskakuje o kilka lat do przodu, jednocześnie uchylając coraz więcej rąbka owej tajemnicy. Dzięki temu nie ma też w powieści dłużyzn, a przemiana i dorastanie dziewcząt wyraźnie się uwypuklają.

Ten sekret, powoli odkrywany czytelnikowi sprawia, że Dziewczyny mają w sobie coś z thrillera czy kryminału. Jednak ta historia wciągnęła mnie dużo bardziej niż kilka ostatnich powieści sensacyjnych, które przeczytałam. I choćby nawet nie wiem jak dobrze byłaby w nich dopracowana konstrukcja narracji, to realizm powieści Plebanek stawia ją na pierwszym miejscu. Niech mi pani wybaczy Pani Anno, przepraszam Panie Wojtku, jednak najbardziej trafiają do mnie książki, które są zakotwiczone w rzeczywistości i wchodzą z nią w dialog. Historie, dzięki którym możemy zweryfikować lub może nawet zmienić swój pogląd na jakiś temat. Powieści z realnym wpływem na nasz światopogląd, naszą wiedzę i postrzeganie drugiej osoby.

Co bardzo ważne, narrator powieści nie jest moralizatorem i nie ocenia życiowych decyzji dziewcząt. To już nasza broszka, czy chcemy je oceniać, wartościować, potępiać, czy po prostu obserwować. Najważniejsze, że bohaterki zostały opisane w taki sposób, że możemy je zrozumieć – mimo braku rozbudowanych psychologicznych opisów i charakterystyk, a czasem i nawet używania niedopowiedzeń, po prostu czujemy, kim są te dziewczyny. Pięknie to wyszło Grażynie Plebanek.

Piękny jest także paradoks tytułowego Portofino. Nazwa tej warszawskiej uliczki wzięła się bowiem od jednej z najbardziej ekskluzywnych wypoczynkowych miejscowości we Włoszech. W polskiej stolicy jednak zamiast portu jachtowego jest kładka, zamiast eleganckich butików słynnych domów mody, kolejki pod sklepami, puste półki i stragany z warzywami rozkładane na chodnikach. Nie ma śródziemnomorskiego słońca, bo jest przecież zima stulecia i czołgi na ulicach... Kontrast tych dwóch obrazów budzi bardzo silne emocje. Chociaż gdzieś pod tą grubą warstwą PRL-owskiej szarości, pod zmęczonymi twarzami Agnieszki, Beaty, Hanki i Mani kryje się ciepło, które grzeje mocniej niż włoskie plaże.


Dziewczyny z Portofino
Grażyna Plebanek
Wydawnictwo Znak Literanova
2017

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!