niedziela, 11 października 2020

Jesienna wiosna

Wiosna zawsze była moją ulubioną porą roku − budząca się przyroda, odradzająca zieleń, ciepłe promienie słońca − to dla mnie magia. A czy równie magiczna była lektura powieści Anny Kańtoch, czy to raczej roztopy, błoto i plucha?

Bardzo lubię nieszablonowych głównych bohaterów, a postać, jaką przedstawiła Kańtoch odstaje nieco od szeregu pierwszoplanowych postaci kryminalnych. Siedemdziesięcioletnia emerytowana policjantka, samoświadoma ograniczeń ciała i umysłu, chwilami wątpiąca nawet w skuteczność własnej percepcji, kwestionująca własne myśli i decyzje. Starsza pani, która patrzy na swoją przeszłość krytycznym okiem, odkrywając mroczne strony własnych decyzji, konfrontuje swoje dawne metody wychowawcze, spoglądając na dorosłą córkę i wnuki.

Coś jest w tego typu postaciach, co budzi u mnie ogromną sympatię. Mądrość wieku połączona z własną refleksją, że wkrótce też czeka to mnie i czeka to wszystkich nas? Wizja starzejącego się społeczeństwa, w którym takie rozterki będą codziennością? Tak czy inaczej, rezygnacja z klasycznych i prostych rozwiązań, to zawsze dobry pomysł, by zmusić czytelnika do refleksji i zastanowienia, a gdy taki zabieg literacki jest jeszcze zgrabnie wykonany, to sukces powieści gwarantowany.

Kańtoch ciekawie prowadzi narrację, dopuszczając do głosu różne postacie. Jednym daje tylko kilka słów, a innym pozwala snuć długie opowieści. Na przykład Grzegorz z Centrum Powiadamiania Ratunkowego został użyty w Wiośnie zaginionych w konkretnym celu i gdyby nie jego dłuższe wystąpienie w końcówce powieści, to praktycznie nic więcej byśmy o nim nie wiedzieli. Jednak jego obecność i wiedza, którą zdobył, dodaje historii nieco smaku. Jeszcze ciekawiej robi się w przypadku blogowych notek, które pojawiają się kilka razy w książce − choć przecież kto dziś czyta blogi? (sic!).

Przyjemnie skonstruowane jest również zakończenie, w którym przeplatane są kluczowe chwile poprzedzające tragiczne wydarzenia z zeznaniami podejrzanej. Krótkie rwane fragmenty tworzą dynamiczną napiętą atmosferę i budzą w czytelniku uczucie niepokoju.

Autorka prowadzi czytelnika przez różne miasta, wszystkie niezmiernie ciekawe, ale trochę jakby brakowało im duszy. Wiem, że dłuższe opisy i charakterystyki nie wpisują się w szablon powieści sensacyjnej, ale czy nie warto ponownie wyjść poza utarte ścieżki? Nie mówię, że od razu musi być jak u Bondy, ale gdy u jednego z bohaterów podkreśla się zamiłowanie do historycznych miejsc i czytelnika prowadzi się przez owe miejsca, nie poświęcając im większej uwagi? Mam z tym malutki kłopot, bo bardziej chciałabym wniknąć w głowę Jacka, dotknąć jego problemu od tej psychologicznej strony.

A jak już udzielam „dobrych rad”, to książkę nazwałabym „Fuga”, bo Wiosna zaginionych jakoś mi nie pasuje. Nie do końca rozumiem też, jakie ma odniesienie do treści książki hasło promocyjne „dobry pies, źli ludzie”. Owszem, Anna Kańtoch opisuje zaginięcia psów, ale zagadka ta nie zostaje rozwiązana. Podobnie jest ze śmiercią brata głównej bohaterki. Naprawdę fajnie, że będzie kolejna część, ale czy nie zbyt wiele odwleka się na później? Gdyby na końcu powieści nie znalazł się epilog, nie miałabym poczucia, że została odpowiednio domknięta, świadomość, że jest to tylko fragment większego dzieła, ratuje Wiosnę zaginionych.

Mimo kilku drobnych wad książka Kańtoch jest pomysłowa i ciekawie zrealizowana, choć podobne słowa, można by powiedzieć też o kilku innych literackich thrillerach. Dlatego mam ogromną nadzieję, że kolejne części tej historii sprawią, że stanie się ona niezapomniana.


Wiosna zaginionych
Anna Kańtoch
Wydawnictwo Marginesy
2020
90159

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!