środa, 12 sierpnia 2020

Schody

Ewa Lenarczyk prezentuje historię współczesnego kopciuszka, mierząc się z baśnią chyba najczęściej poddawaną feministycznej krytyce. Jak wypadła ta nowa wizja kobiecego sukcesu i spełnienia?


Główna bohaterka to młoda kobieta pochodząca ze wsi, skorelowanej w powieści dość negatywnie. To nie sielankowe łany zbóż czesane wiatrem, a patologiczna historia o zacofanej dziurze bez przyszłości. Nagromadzenie pejoratywnych określeń (baba, chłop, dziewucha, chałupa) wieńczy najgorszą wizję wiochy, jaką można sobie wyobrazić, łącząc ją z dysfunkcyjną rodziną, w której nie ma ani odrobiny uczucia czy przywiązania.

Narrator patrzy na ten świat oczami Stefki, odkrywając przed czytelnikiem jej ocenę sytuacji i stosunek do innych postaci – przyjmuje jej perspektywę, niestety dość ogólnikową. Oczekiwałam, że w powieści traktującej o rozwoju jednostki, autorka bardziej zagłębi się w świat emocji i uczuć, niestety, totalnie się zawiodłam. Nie można zaprzeczyć – Stefania to kobieta, która żadnej pracy się nie boi, ale jest przy tym zupełnie nijaka i bez charakteru. Nawet gdy pojawia się ów „romans” reklamowany w opisie powieści, to zupełnie nie odbija się on w emocjach bohaterki. „Może nawet coś do niego czuła” – pada spostrzeżenie o mężczyźnie, z którym mieszka i sypia. Do zbliżenia prowadzi instynkt, a nie uczucie, rozterki nie są sercowe, lecz racjonalne, gdyż dotyczą wieku partnera i jego statusu społecznego.

To właśnie ów status społeczny i dobra materialne definiują wielką przemianę Stefki. Do samego końca wydaje się, że ani jej charakter, ani podejście do życia nie uległy zmianie. Symboliczny traktor powracający w zakończeniu powieści udowadnia, że kobieta nie wyzbyła się dawnych manier i chce robić to samo, jednak już w innych okolicznościach. Powstrzymuje ją przed tym tylko własna nieumiejętność oraz stanowczy małżonek. Co więcej, gdy pisarka nie prezentuje nam właściwie żadnej przemiany wewnętrznej bohaterki, kierowani jesteśmy na niebezpieczną ścieżkę, prowadzącą do wniosku, że to wygląd i pieniądze definiują wartość człowieka.


Najstraszniejsze jest jednak to, jaki obraz kobiety wynurza się z lektury. „Daj jej spokój, bo skoro złapała takiego faceta i stać ich na nasz hotel, to szacun i uznanie się dziewczynie należą”, „Na pewno jako kobieta jesteś bardziej szczęśliwa bez tego wyścigu szczurów”, „moja żona nie będzie jeździła na traktorze. Ty ewentualnie masz mieć sztywny paluszek i tylko pokazywać, co trzeba zrobić. Od tego są ludzie, a ty panią jesteś w pałacu”. To wypowiedzi kilku różnych bohaterów i niestety brak w książce przeciwników podobnych poglądów.

Sukces kobiety odmierzany jest tutaj miarą mężczyzny, a jej szczęście nie jest związane z samorozwojem i faktyczną karierą. Najwyższy szczebel drabiny, na który wspięła się Stefka, to bogaty i wykształcony mąż. Tak naprawdę główna bohaterka nie ma żadnej mocy sprawczej. Przez ani jedną chwilę nie była niezależna, zawsze ktoś trzymał jej los w garści, dając pieniądze i schronienie. To podmiotowe podejście do kobiet i totalna dominacja samców sprawia, że Po szczeblach drabiny wydaje się być tworem dziewiętnastego wieku.

Krytykowany w Kopciuszku motyw zawiści panującej wśród kobiet, pojawia się i tutaj. Panie w powieści Lenarczyk zazdroszczą sobie nawzajem urody, mszczą się i rywalizują o partnerów. Stefania po wdrapaniu się na szczyt konstatuje: „teraz sobie odbiję i popatrzę, jak ją będzie skręcało”. Główna bohaterka nie jest nośnikiem pozytywnych wartości. W tej historii nie ma pojednania, nie ma „przepraszam” i „wybaczam”. Niestety w toku powieści Stefka nie nauczy się nawet, że homoseksualizm to nic obrzydliwego, a już na pewno nie powód, by zrywać z kimś znajomość i uciekać na drugi koniec Polski.


Miałam nadzieję, że w zakończeniu pojawi się jakiś morał, który wszystko sprostuje. Bo nawet podobnego typu historie rodem z Trudnych spraw zawierają szczęśliwe zakończenie, w którym aktor-amator opowiada wprost do kamery, jak bardzo zrozumiał swój błąd i że czegoś się nauczył. Nawet Damy i wieśniaczki, którym tematycznie bliżej do Po szczeblach, spotykają się i wymieniają pouczającymi spostrzeżeniami.

Chyba jedyny sposób, by powieść stała się dla czytelnika jakąś wartością dodaną, to potraktowanie jej jako bezrefleksyjnej komedyjki czy wręcz groteski. Scena, w której Stefka ganiana jest po pokoju w celu depilacji jej miejsc intymnych, beznadziejny opis zbliżenia dwójki ludzi, czy wreszcie umiejętność sztuki karate ujawniająca się u bohaterów. Tak, zdecydowanie jest tu potencjał na scenariusz do kolejnej polskiej komedii romantycznej.


Po szczeblach drabiny
Ewa Lenarczyk
Psychoskok
2020

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!