wtorek, 19 grudnia 2017

Łowy z nabojami usypiającymi

Polowanie – kojarzy się z dynamiczną akcją przyspieszającą puls czytelnikowi. Ten tytuł przygotowuje nas do wielkich emocji i szybkiego tempa, jest zapowiedzią czegoś więcej niż to, co zostaje nam zaserwowane w książce.


Niektóre fragmenty zioną emocjonalną pustką, nie angażując przy tym odbiorcy – czytasz o kolejnych wyskokach Pabla, ale zdaje się to odległym wszechświatem, jakoś nie dotyka, nie obchodzi. Narracja jest miejscami za sucha. Cały czas nie mogę oprzeć się wrażeniu, że można było to opisać w dużo bardziej atrakcyjny sposób, bo przecież sam temat jest ogromnie interesujący i rozpalający wyobraźnię. Na szczęście są też momenty bardziej wciągające, chwile, w których w mgnieniu oka połyka się po kilkanaście kartek.

Bardzo nierówne jest to polowanie. Na początku pokazuje się nam trofeum łowcy, by później cofnąć się do czasów dziecięctwa zwierzyny. Opowiada nam się o jego stadzie i o tym, jak dorastał, z jakich jadł paśników, co sam potrafił upolować i po jakich zakątkach puszczy się poruszał, czego dokonał i jakie były skutki jego poczynań. Wreszcie zapada decyzja o unieszkodliwieniu, rozstawiane są sidła i wnyki, szykuje się obława. Nawet przez jakiś czas wydaje się, że zwierz został zneutralizowany i zagoniony w kozi róg, umyka jednak łowczym i polowanie zaczyna się na nowo.


Czytelnik chodzi za Markiem Bowdenem po tym lesie – czasem musi gonić i biec, szuka śladów, wdrapuje się na ambonę, by zobaczyć wszystko z szerszej perspektywy, znów szaleńczo pędzi, potyka się o korzeń i pełza w ślimaczym tempie, uważając, by nie zgubić się w gąszczu nazwisk. Emocje jak na grzybach mieszają się z szaleństwem myśliwych. Teraz, już po pewnym czasie od lektury książki, mam wrażenie, że to właśnie o myśliwych dowiedziałam się najwięcej. To nie jest przecież biografia Escobara! Narrator skupia się na długim i mozolnym procesie jego pochwycenia, czy raczej unieszkodliwienia narkotykowego barona. I mimo kilku zrywów akcji, raczej zabrałabym w tę podróż wiklinowy koszyczek, niż strzelbę. Na jagody!

Z rzadka autor decyduje się na dialogi – ale czy są one tworem jego wyobraźni, czy są to faktycznie wypowiedzi ludzi pojawiających się w książce? Jeżeli to inwencja twórcza autora, to czemu nie ma tego więcej? Większe sfabularyzowanie uprzyjemniłoby lekturę, tchnęło więcej życia w postacie i pośrednio w czytelnika. Nie wiem, czy to zasługa jesieni, czy jednak mogę to całkowicie przypisać lekturze Polowania na Escobara, ale już dawno tak szybko nie zasypiałam nad książką. Czasem wystarczyły dwie strony, by powieki zaczęły się kleić.


Bez wątpienia książka oparta jest na faktach, ale kiedy chcemy dowiedzieć się czegoś więcej o merytorycznym podłożu danego fragmentu, zaczynają się schody. Pośród narracji znalazłam ciekawe przytoczenie, byłam ciekawa jego źródła, więc postanowiłam sprawdzić. Ale żeby to zrobić, musiałam pierw sprawdzić, w którym rozdziale i podrozdziale się znajduję – czyli przekartkować kilkanaście stron do tyłu (nie ma tutaj przecież żywej paginy). W publikacji nie skorzystano bowiem z klasycznych przypisów umieszczonych pod tekstem głównym, czy powiązanych z nim za pomocą odsyłaczy. Dopiero na końcu książki możemy znaleźć wypisane źródła informacji – ułożone według kolejności występowania w danych częściach. Pierwszy raz spotkałam się z takim systemem objaśnień i mam nadzieję, że nigdy już na niego nie trafię, bo nie jest raczej przyjemny dla czytelnika.

Trochę brakuje mi fotografii. Niektóre opisywane miejsca i osoby, aż proszą się o wizualizacje (być może dlatego, że opisy autora nie są super szczegółowe), a już napewno zdjęcie ciała zastrzelonego Escobara. Bowden poświęca mu dość dużo uwagi, opisuje nie tylko to, co znajduje się w kadrze, ale odnosi się też do historii jego powstania i „kariery”. To taki fragment lektury, w którym nie można zrobić nic innego, jak tylko odrzucić książkę na bok, żeby wygooglować tę fotkę. A dobrej książki przecież nie powinno się chcieć wypuszczać z rąk.


Ostatecznie, czy nie jest trochę tak, że po Polowanie na Escobara sięgają w dużej mierze fani serialu Narcos, którzy nie mają potrzeby czytać szerszych opisów i nie muszą sobie niczego wyobrażać, bo zrobili to za nich twórcy serialu? Wiem, wiem – literatura faktu, więc nie powinnam oczekiwać literackich uniesień, ale jakoś tak... te wszystkie informacje trzeba otoczyć ładnymi, dobrze dobranymi słowami, które z kolei stworzą rozsądne i logiczne zdania. Całość powinna sprawiać czytelnikowi przyjemność. Niestety ja kończyłam tę książkę bardziej z poczucia obowiązku – tak już mam, że nie lubię zostawiać napoczętych lektur.

Jeżeli kogoś ogromnie ciekawi historia Pabla Escobara, może mu się spodobać ta książka, ale w przypadku osób oczekujących, że dopiero lektura wciągnie je w temat, zainteresuje, sprawi, że będzie chciało pogłębiać się wiedzę o narkotykowym bossie i jego brutalnym kolumbijskim świecie – nie gwarantuję satysfakcji. Wieloaspektowe ujęcie tematu mogło zadziałać tutaj na niekorzyść, niby gonimy za Escobarem, ale tłumnie maszerujący myśliwi przysłaniają nam zwierzynę i nie możemy oddać strzału. Jesteśmy na polowaniu, z którego wrócimy z pustymi rękami.


Polowanie na Escobara. Historia najsłynniejszego barona narkotykowego
Mark Bowden
Wydawnictwo Poznańskie
2016

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!