poniedziałek, 17 lipca 2017

Zła sława

Zawiodłam się. Nacięłam się dokładnie na to, przed czym ostrzega innych autorka. Media społecznościowe mogą nas mocno zmanipulować – widzimy zapowiedzi książki, zdjęcia z procesu jej powstawania i tak bardzo nie możemy się jej doczekać - a potem klops, daliśmy się nabrać reklamie.



Żeby dobrze zdiagnozować tę książkę, koniecznie trzeba podzielić ją na dwie części. Dla uproszczenia nazwijmy pierwszą część lepszą, a tę drugą złą.

Lepiej nie znaczy dobrze…

Z lepszej części możemy się czegoś dowiedzieć i nauczyć, możemy zostać mocno zaciekawieni i zaskoczeni, wciągnąć się w historię, którą odkrywa przed nami Karolina Korwin Piotrowska. Niestety mam wrażenie, że ta historia traktowana jest dość wybiórczo i niekoniecznie zawsze zgodnie z prawdą. Ale bardzo możliwe, że sięgnę po kilka książek, wykorzystanych przez autorkę do stworzenia tych rozdziałów, żeby uzupełnić sobie braki. Legendarna rodzina Romanowów, Lord Byron, Paganini, Mary Pickford, Chaplin, Roscoe Arbuckle, Marlena Dietrich – tego chciałoby się więcej.

W tej części autorka doszukuje się genezy sławy. Jak to się dzieje i działo się dawniej, że ludzie dążyli do sławy i jak można było kiedyś ten cel osiągnąć. Żałuję, że temat nie został ujęty bardziej naukowo, rzeczowo i wnikliwie. Jest przecież tak ciekawy, że naprawdę można by to świetnie ograć. Jak dla mnie sporo tutaj niewykorzystanego potencjału – brakuje konkretów, są za to uogólnienia i okrutne uproszczenia. Trochę jakby archeolog biorąc się do pracy na wykopaliskach, przekopywał ziemię jedynie na metr głębokości, nie szukał naprawdę, nie dociekał, a chciał jedynie coś tam odkryć, żeby było co pokazać.


Pojawiają się w kilku miejscach opinie zaczerpnięte od facebookwych fanów Karoliny Korwin Piotrowskiej. Z całym szacunkiem do tych państwa, niestety pytanie o zdanie tak niereprezentatywnej grupy całkowicie mija się z celem. Nie jest chyba zaskoczeniem, że te osoby wypowiedzą się w taki, a nie inny sposób, że będą dużo i mocno krytykować. Autorka pytała po to, by usłyszeć to, co chciała. A przecież chyba nie byłoby aż tak trudno zrobić prawdziwe badania, czy chociaż krótką, ale obiektywną ankietę. Toż to studenci podchodzą do swoich licencjatów z większym profesjonalizmem.

Bardzo żałuję, że nie jest to książka popularnonaukowa. Miałam taką szczerą nadzieję, kiedy widziałam jakie sterty lektur przekopywała KKP, tworząc #Sławę. Autorka chętnie chwaliła się nimi na Facebooku, czym rozpaliła moją ciekawość. Zresztą można zobaczyć je także na wyklejce tej książki. Niestety próżno szukać w tekście przypisów i odnośników do bibliografii, jedynie na końcu znajdujemy owe tytuły spisane w kolejności alfabetycznej, a czasem aż prosi się, żeby wskazać, skąd wzięła się dana teza i na jakiej podstawie została wysnuta.


… a gorzej być nie mogło

Tym, których nie interesuje ani odrobinę „polski szołbiz”, radzę skończyć czytanie na 370 stronie. Dalej znajdziecie już tylko subiektywne i bezkompromisowe oceny celebrytów. Myślałam, że tyle lat Magla Towarzyskiego, tyle czasu poświęconego analizie celebryctwa, okładek kolorowych magazynów i PR-owych wpadek, Karolina Korwin Piotrowska przekuje w syntezę, uniwersalne prawidła i trendy, że podsumuje świat błyskających fleszy, sławy i gwiazdorstwa. Ale podsumuje, nie wystawiając oceny poszczególnym figurom tego świata – miałam nadzieję na coś bardziej ambitnego. Naprawdę szanuję panią Karolinę i po prostu oczekiwałam od niej czegoś więcej.

W rozdziale #Internet autorka zajmuje się mediami społecznościowymi i profilami celebrytów, którzy z nich korzystają. Nie to, że dostaniemy tutaj ciekawy kontent, ogólne tendencje i ciekawe case study – nie! Karolina Korwin Piotrowska opisuje pokrótce Instagramy i Facebooki znanych Polaków – pisze, ile mają fanów i followersów. Ale po co, skoro to wartości tak płynne, że już pewnie całkowicie się zdezaktualizowały. Zamiast stworzyć coś, co będzie prawdziwym podręcznikiem, sprytną syntezą zachowań gwiazd w sieci, czymś, co zostanie z nami na dłużej, dostajemy tekst, który jest nieaktualny już w dniu premiery.


Dalej #Sława dzieli polski światek na: ikony, gwiazdy, poczekalnię, plankton i nową nadzieję. Oczywiście subiektywnie, więc możemy się z tym zgadzać lub nie, ale chociażby umieszczenie Miuosha (człowieka, który przygodę z muzyką zaczynał w 2001 roku, a od niemalże 10 lat jego praca jest nagradzana złotymi i platynowymi płytami) w dziale nowa nadzieja, czy Pauliny Sykut-Jeżyny w rozdziale gwiazdy, to dla mnie spora zagadka.

Ta część książki wykazuje się jeszcze wyrazistszym i bardziej kwiecistym stylem potocznym, co potęguje wszechobecne wrażenie subiektywnej oceny autorki. A gdy nie otrzymujemy żadnych konkretów na poparcie stawianych tez, wszystko staje się nijakie i niepotrzebne. Karolina Korwin Piotrowska po prostu pisze tak, jak mówi. Można więc odnieść wrażenie, że to stenogram odcinka specjalnego Magla Towarzyskiego lub rozszerzone wydanie Party z pewnym kontekstem historycznym na początku. Śmierdzi to trochę robieniem medialnego szumu, bo „ach ta Piotrowska, znowu nawymyślała gwiazdom”, a z drugiej strony pochlebne opinie i gratulacje od osób, którym autorka wymalowała w książce laurkę, tak radośnie udostępniane na jej Facebooku.


Nie wygląda to dobrze

Nie jestem też fanką wizualnej warstwy tej książki, po części także dlatego, że liczyłam na coś bardziej w tonie nauki i mądrości niż popkultury. Wszędobylskie hashtagi, zakreślenia w tekście i nade wszystko fotografie i grafiki skondensowane w „rozkładówkach”. Nie dość, że prawie zawsze rwą zdania, to ich opisy są drażniące i nieprecyzyjne. Nie wiem dlaczego po prostu nie wrzucono obrazków do fragmentów tekstu, w których opisuje je autorka. Trochę więcej roboty dla ludzi od składu i opracowania graficznego, a czytelnik nie musiałby skakać po książce w poszukiwaniu omawianego zdjęcia.

Prószyński i S-ka to dobrze wszystkim znane i przez wielu cenione wydawnictwo, dlatego w kwestii takich drobnostek jak korekta i redakcja tekstu, wydaje mi się, że mam prawo oczekiwać doskonałości. Niestety zgubiły ich te nieszczęsne zakreślenia – kiedy ujęte są w nie tytuły, brakuje im cudzysłowu lub kursywy, wygląda też na to, że chochliki pozamieniały emotikony w literkę „J”. Można też było wyeliminować parę powtórzeń i pozbyć się głupotek w stylu: „Może być wielki i być aktorem na lata, piłka jest w jego bramce. A on zna się na sporcie”. Samobój pani Karolino.


Książka jest mocno naszpikowana subiektywnymi opiniami autorki, przebija się ponad wszystko jej potoczny język. Dokładnie tak, jak na okładce – osoba Karoliny Korwin Piotrowskiej i jej nazwisko stały się ważniejsze od #Sławy.


#Sława
Karolina Korwin Piotrowska
Prószyński i S-ka
2017


0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!