sobota, 22 kwietnia 2017

Wilt rozrabiaka

Oto niezwykle mądra komedyjka, która wciąga jak najlepszy kryminał. Sympatyczny Henry Wilt zabiera czytelników do świata absurdu. Jest niemalże gotów zabić, żeby tylko rozśmieszyć czytelnika.



Wilt jest rozkoszny. Mówię to zarówno o głównym bohaterze, jak i o całej książce nazwanej jego imieniem. Specyficzne poczucie humoru rządzące ciapowatym wykładowcą świetnie zbudowało całą lekturę. Rozbawią nas raczej nie konkretne sytuacje, a oryginalny splot nici tworzących tę historię. Całą śmieszność Wilta stanowi akcja – absurd, absurd i jeszcze raz absurd, do szpiku kości brytyjski absurd – oczyma wyobraźni widzę, jak John Cleese i jego pythonowscy koledzy odgrywają scenki z tej powieści.

Perypetie pozornie nieciekawego i nudnego nauczyciela przedmiotów ogólnokształcących i jego specyficznej (to eufemizm) małżonki zadziwią niejednego wybrednego czytacza. Autor bawi się schematami, ośmiesza klasyczne modele fabuły i stereotypowe postacie. Raczy nas wieloma dziwnościami, ale na szczęście nie robi tego w tani i kiczowaty sposób, dzięki czemu za pozorną prostotą powieści można dojrzeć sporo ciekawostek.


Narracja, choć nie jest pierwszoosobowa, prowadzona jest za pośrednictwem wielu bohaterów. Na początku jest to głównie pan Wilt, dopiero później poznajemy świat oczami nadzorującego dochodzenie policjanta, szanownej małżonki wykładowcy, czy jej nowej ekstrawaganckiej koleżanki. Taką taktykę narracji personalnej zastosowano z pożytkiem dla czytelnika. Dzięki temu na początku, gdy dopiero wdrażamy się w tę rzeczywistość, nie otrzymujemy nadmiernej ilości informacji, a gdy już wiemy co i jak, wpuszczeni na scenę zostają inni bohaterowie.

Wyjątkowo pozytywnie zawiodła mnie obwoluta. Zamieszczona na niej obietnica zbrodni, w którą zostaje wplątany główny bohater, jawiła się mojej wyobraźni zupełnie inaczej, niż zostało to rzeczywiście przedstawione. Nie tego się spodziewałam i zaskoczono mnie setnie. Tom Sharpe świetnie zabawił się konwencją, łamiąc tradycyjną strukturę kryminału, w którym już na początku pojawia się morderstwo, a wszystko, co dzieje się później jest jego skutkiem. Moje przyzwyczajenie czytelnicze sprawiło, że przy siedemdziesiątej stronie nerwowo przebierałam nogami, wyczekując zapowiedzianego mordu. Piękne to było podpuszczenie czytelnika, bo o ile do czasu tej niezwykłości, książka może odrobinę nudzić czy denerwować, to później już akcja mknie, a zafascynowany i zauroczony czytelnik pędzi wraz z nią.


W przeciwieństwie do owej zbrodni okładka nie zapowiadała seksualnych zabarwień pojawiających się w książce. Czasem nieco odrzucają, czasem bawią, ale na szczęście w żaden sposób nie zbliżają Wilta do erotyku. Ten motyw trochę spaja całą historię, trochę ukazuje jak seks „rządzi” światem i ludźmi, ośmiesza i demaskuje pewne postawy. Tego typu odniesień da się znaleźć więcej i właściwie można by powiedzieć, że pod komediowym płaszczykiem skrywa się garnitur gorzkich prawd.

Co może być lepszą recenzją dla książki, niż to, że chce się jej więcej? Więcej głównego bohatera, więcej zmysłu i sprytu autora w sklejaniu absurdalnych historyjek, więcej mądrości zaplątanych w niewymagającą i lekką lekturę. Nie pozostaje nic, tylko sięgnąć po kolejne części przygód Wilta.


Wilt
Tom Sharpe
Poradnia K
2017

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!