piątek, 6 stycznia 2017

Pasmo przygód

Wstęga owija czytelnika. Oplata zwrotami akcji, przyciąga lekkim stylem autora, przywiązuje do siebie barwnymi postaciami i supła grube węzły tajemnicy. Naprawdę warto wpleść Wstęgę w swoją czytelniczą listę.



Pierwszym, co zachwyciło mnie podczas lektury kolejnego tomu Fabrycznej Zony, był luźny i charakterny, ocierający się wręcz o slang, język Andrieja Lewickiego (za współudział w tej chwalebnej zbrodni winię też odrobinę Michała Gołkowskiego, który podjął się tłumaczenia). Autor z dużą swobodą opisuje zarówno postacie, jak i świat, z którym przyszło im się mierzyć. Zgrabnie konstruuje dialogi, wywołujące chichot i ogólne rozweselenie. Prędzej użyje malowniczego słowotwórstwa, niż rzuci soczystym przekleństwem, ale skutek odniesie podobny – bez rzucania mięsem potrafi oddać klimat bezwzględnego i brutalnego świata, po którym wędrują bohaterowie.

Garsteczka, Chemik i Czerwony Kruk, czyli średnio rozgarnięty (choć niezwykle odważny) mięśniak, ultramądry naukowiec oraz małomówny i tajemniczy najemnik. Każdy z nich ciągnie za sobą inny bagaż doświadczeń i emocji, przedstawia inny typ osobowości i chociaż jest on nieco sztampowy, to uroczo zarysowany. Mieszanka ich temperamentów, odmiennego postrzegania świata oraz różnych pragnień i celów tworzy genialny koktajl – koktajl Mołotowa!


Ziemię Utraconą przemierzamy raz ze wspomnianymi trzema osobliwościami. Najczęściej przedstawiana jest perspektywa Garsteczki, a narrator jedynie wtrąca pewne epizody poczynań Chemika i Kruka. Wtrącenia te wydają się idealne w punkt. Przecinają główny wątek, dając odetchnąć czytelnikowi od rozgrzanej akcji, jednocześnie uzupełniają ją i nadają kolejnych wymiarów historii.

Andriej Lewicki świetnie poprowadził też fabułę i nadał jej odpowiednie tempo. Na początku wraz z Garsteczką budzimy się po przejściu Fali i powoli orientujemy się w sytuacji. Później wszystko nabiera rozpędu, poznajemy nowe postacie, akcja przyspiesza i zaczyna pędzić jak szalona, a im bliżej końca książki, tym jazda ostrzejsza. Jedynym momentem, który zdawał się hamować ten wagonik, była przydługawa wędrówka do siedziby czarnego charakteru powieści – Wiedźmaka. Po którymś z kolei napotkanym po drodze artefakcie zaczęłam się irytować… Przyznaję, że pomysły zakrzywiających rzeczywistość dziwadeł były ciekawe, ale napotykane raz za razem… Może o jeden mniej i byłoby idealnie.


Książkę pięknie wieńczy zakończenie. Choć kończy się Wstęga, to tak naprawdę wielka przygoda dopiero się zaczyna. Finisz jest wyborną zapowiedzią dalszych perypetii bohaterów i sprawia, że nie można doczekać się kolejnej części. Dodatkowego smaku nadaje refleksja Garsteczki, swoista puenta, morał tej bajki o świecie pełnym śmiertelnych niebezpieczeństw i magicznych artefaktów.

Przecież „nie o to chodzi, by złowić króliczka, ale by gonić go”! W towarzystwie Garsteczki, Chemika i Czerwonego Kruka mogę gonić i gonić, aż przez kolejnych kilka książek, na które z niecierpliwością czekam.


Wstęga
Andriej Lewicki
Fabryka Słów
2016


0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!