sobota, 3 grudnia 2016

Ciepły lód

Nie czytałam w rękawiczkach. Bardziej wiało chłodem od nieszczelnego okna niż od powieści Pawła Kornewa. Brakuje mi w niej dobrze zbudowanego klimatu, jakiegoś namacalnego, przeczytalnego znaku, że autor potrafi umiejętnie opisać wymyślony przez siebie świat.



Bohaterowie wciąż czują zimno, chłód ich pali, drętwieją, ale najwięcej jest zimno i zimno – a ja tego nie czuję. Wolałabym czytać o tym, jak mróz siada na ich rzęsach, zamraża włosy w nosach, jak przy każdym oddechu kotłuje się para z ich ust, jak sztywnieje im odzież, jak czerwienieją i sinieją ręce oraz nosy. Bardziej obrazowo, bardziej oddziałując na różne zmysły, a nie, że „zrobiło się zimno” i „poczułem chłód”.

To jednak wada, którą da się przełknąć, częsta zresztą w książkach tego typu, gdzie najważniejsza jest akcja – tu musi być dużo czasowników, musi się dziać. I należałoby oceniać Lodową Cytadelę przez pryzmat tego, ile się dzieje i jak się dzieje – i w tej kategorii nie jest już tak źle. Rzuceni zostajemy w wir wydarzeń i niemal za każdym razem, gdy zaczyna nam się nudzić, następuje zmiana, staje się coś zaskakującego i nowego dla fabuły.


Dobrze, że wprowadzone zostały intermedia, ale szkoda, że nie ma ich więcej. Wielopoziomowość akcji zazwyczaj bardziej przyciąga czytelnika. Może gdyby w trakcie wyprawy głównego bohatera do Sokołowskiego pojawiły się prześwity tego, co spotkało resztę kompanii, czekającą na jego powrót? Na pewno wtedy przyspieszyłabym z czytaniem, bo już nie mogłabym doczekać się wyjaśnienia. Wśród zwrotów akcji prym wiedzie sytuacja, w której okazuje się, że nie wszystko jest tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać – już wraz z Jewgienijem Apostołem próbowaliśmy rozwiązać patową sytuację z Lodową Cytadelą, a tutaj nowe zawirowanie… Inne manewry w narracji nie robią już tak dużego wrażenia.

Oryginalny pomysł na świat i jego realizacja? Całkiem miło. Sama idea mroźnej krainy, uniwersum jednocześnie post apokaliptycznego i magicznego jest bardzo intrygująca i na jej kanwie można stworzyć wiele ciekawego. Dla mnie najatrakcyjniejsi byli bohaterowie o niezwykłych, nadprzyrodzonych zdolnościach – czekam z utęsknieniem i nadzieją, że w kolejnych częściach będzie ich więcej. Miło obserwuje się jak bycie „superbohaterem” nie daje niemal żadnej przewagi w brutalnym świecie Kornewa.


Najdziwniejsza i wręcz nie do ogarnięcia była według mnie tytułowa Lodowa Cytadela. Coś, co ma ogromną moc, jest cytadelą i jednocześnie piramidą i do tego swoistym latającym spodkiem sprowadzonym do Przygranicza przez obcych… To dla mnie za dużo. Niby taka prosta sprawa – unosząca się w powietrzu piramida, a jakoś nie potrafiłam sobie jej wyobrazić. Istota samej książki stała się tak abstrakcyjna, że prawie przekuła się w jej największą słabość.

Za to najjaśniejszym punktem powieści Pawła Kornewa jest chyba buńczuczny charakter i niepoprawny optymizm Jewgienija Apostoła, wraz z którym przemierzamy Przygranicze. To przede wszystkim sympatia do głównego bohatera pcha czytelnika do poznania jego dalszych losów. Na drugi plan schodzi wątpliwy kunszt literacki autora, mniej ważne są zakręty fabuły - książkę czyta się dla Apostoła.



Lodowa Cytadela
Paweł Kornew
Fabryka Słów
2015

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!