środa, 30 marca 2016

Książka - akcja!

To mój pierwszy skandynawski kryminał. Zgadza się – nie czytałam jeszcze Larssona czy Nesbø, więc nie mam porównania, do którego odwołuje się wydawnictwo w materiałach promocyjnych. I dobrze, dzięki temu Naśladowcy byli dla mnie wyjątkowym przeżyciem.



Nie ma co rozpisywać się o treści książki, ale warto zaznaczyć jaką tematykę porusza. Na kartach Naśladowców znajdziecie same kontrowersje i głośno komentowane dylematy społeczne: rasizm, fanatyzm religijny, homofobia, korupcja, polityka. Ciężar poruszanych kwestii uświadomi nam jeszcze przed zasadniczą lekturą przytoczony fragment Higieny rasowej Jona Alfreda Mjøena.

Być może gdyby wydarzenia zawarte w książce rozegrały się na innym tle, nie wywarłyby aż tak dużego wrażenia na czytelniku. Ale w czasach gdy w telewizji wciąż przewija się temat emigrantów z Bliskiego Wschodu i ich trudnych relacji z chrześcijańską ludnością starego kontynentu, tragiczne wątki zawarte w dziele Johnsruda nabierają bardziej soczystych kolorów.

Na początku drażnił mnie nieco styl pisarza. Brakowało mi opakowania treści w szersze i bardziej wyczerpujące opisy rzeczywistości (chociaż strach pomyśleć ile stron miałaby książka, gdyby takowe się w niej znalazły!). Przy krótkich codziennych spotkaniach z lekturą skąpe charakterystyki nie pozwalały mi wczuć się w klimat, ale kiedy wtapiałam się w tekst na dłużej, trudno było się oderwać. Im dalej w las, tym bardziej podobały mi się te drzewa – polubiłam kilkuzdaniowe konkretne opisy, często mocno krwiste, sprośne i wulgarne.


W odrywaniu się od Naśladowców przeszkadzała również akcja – jak można odłożyć książkę na bok, gdy tempo historii niemal nie zwalnia? Wciąż pojawiają się nowe tropy i wątki, jedno niespodziewane zdarzenie goni drugie, szczęka opada co trzy rozdziały, a oczy wychodzą z orbit co piąty. Na podstawie dzieła Ingara Johnsruda można z powodzeniem stworzyć kasowy film akcji (Szklana pułapka wysiada), trup ścieli się gęsto, krew bryzga po ścianach, łamią się kości, ogłuszają wybuchy, ciśnienie podnoszą sceny walk.

W tym gąszczu wątków znalazły się jednak i takie, które według mnie były zupełnie niepotrzebne. Kiedy opisywane było prywatne życie komisarza Fredrika Beiera, myślałam, że może w przyszłości przyda mi się wiedza o jego rozwodzie, bolesnej stracie dziecka, psie kochanki czy innych pierdółkach. Niestety, wszystkie te informacje były jedynie odskocznią od głównego tematu, odskocznią, jak dla mnie mało ciekawą. Chociaż z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że takie rozdzialiki czasem potrzebne są czytelnikowi, by przygotować go na jeszcze większą dawkę emocji, są momentami, w których mamy czas na głęboki wdech przed zbliżającą się burzą.

Podobnymi przerywnikami w toczącym się śledztwie są retrospekcje do czasów drugiej wojny światowej, ukazujące genezę badań nad higieną rasową prowadzonych przez członków Wiedeńskiego Bractwa. Te rozdziały są zdecydowanie ciekawsze od życia prywatnego komisarza, a dodatkowo rzucają nowe światło na odkrycia policjantów. Nawet nie poskarżyłabym się, gdyby było ich więcej.


Przez wcześniejsze doświadczenia z kryminałami spodziewałam się bardziej „szczęśliwego” zakończenia, nie w sensie kwiatki, motylki i same uśmiechnięte twarze – czekałam na ostateczne rozwiązanie, ukaranie sprawców i poznanie wszystkich motywów, jakie nimi kierowały. Jednak Ingar Johnsrud proponuje nam otwarte zakończenie. Czy dzięki temu jest zaskakujące?

Naśladowcy niewątpliwie wyróżniają się na tle innych książek za sprawą gęsto naszpikowanej sensacją akcji. Momentami miałam wręcz wrażenie, że jest jej za dużo, że to przekombinowane i okrutnie nierealne, ale przecież wszyscy lubimy jak „się dzieje” dlatego na pewno nikomu nie zaszkodzi odrobina szaleństwa z kolejnym skandynawskim mistrzem kryminałów.


Dziękuję Wydawnictwu Otwarte za egzemplarz recenzencki książki.

Naśladowcy
Ingar Johnsrud
Wydawnictwo Otwarte
2016


0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!