sobota, 12 marca 2016

Bogini szaleństwa

Sama autorka pisze o swojej książce tak: „Gdybym miała określić ją dwoma słowami? Psychiczna wiwisekcja”. Nic dodać, nic ująć.



Terapia przez pisanie może okazać się terapią nie tylko dla piszącego. Nie mówię, że po tę książkę musi sięgnąć każdy z zaburzeniami osobowości i problemami z autoagresją – zupełnie nie o to chodzi. Zapiski Mrówczyńskiej mogą uświadomić Wam, jak ważna jest rozmowa o uczuciach, tych permanentnych i tych chwilowych, przemijających z prędkością i natężeniem letniej burzy. Czasem zbyt trudno jest przyznać się do złości, żalu, poczucia beznadziei, a nawet miłości – nie mamy pojęcia ile znaczyłoby takie wyznanie dla naszych najbliższych i jak mogłoby nas zbliżyć. To coś, co trzeba przemyśleć i oddać w osąd sumieniu. Niech nie dopadnie nas ten mutyzm, o którym wielokrotnie wspomina autorka.

Młody bóg z pętlą na szyi może pobudzić też do dyskusji o chorobach psychicznych, sposobach ich leczenia i diagnozy. Mrówczyńska przedstawia w książce różne podejścia lekarzy, pielęgniarek, a także samych pacjentów. Wiele osób po prostu nie wyobraża sobie, jak można chcieć umrzeć, jak w ogóle można tak myśleć, jakim cudem takie rzeczy rodzą się w głowie człowieka. Myślę, że zwyczajnie nie są świadomi tego, co odczuwa osoba dotknięta dolegliwościami psychicznymi. Widzą, że ktoś kicha, kaszle – wiedzą, że jest chory i musi się leczyć, ale kiedy ktoś mówi o podcinaniu żył i samobójstwie, nie traktują go jak chorego, a jak kogoś nienormalnego, z marginesu społeczeństwa – szalonego.


Dużo odwagi musiała mieć Mrówczyńska, aby opisać i przekazać zupełnie obcym ludziom wszystko to, czego nie była w stanie opowiedzieć najbliższym. Ciekawe czy jej rodzice przeczytali tę książkę. Może to właśnie z niej dowiedzieli się o pobycie córki w psychiatryku. Pisarka wydarła ogromny kawał swojej prywatności i wystawiła go na światło dzienne, oddała na łaskę i niełaskę czytelników. Ryzykowne.

Przyznaję, że na początku nie spodobała mi się okładka książki, raził mnie jej minimalizm. Można by nawet powiedzieć, że jest uboga, choć zawiera przesłanie wyraźne i oczywiste. Jednak w trakcie czytania zaczęłam rozumieć ją w pełni – nie bez znaczenia jest fakt, że zaprojektowała ją sama autorka – dopiero wtedy poczułam, jak bardzo integralną częścią tekstu jest ten rysunek. W zalewie publikacji o oprawach pozbawionych jakiegokolwiek sensu spotkałam taką, która nie ma błyszczeć, nęcić kolorem, formą druku, piękną buzią czy krajobrazem. Ta okładka nie jest częścią planu marketingowego – to część planu pisarki.

Nie wypalił za to plan korekty i redakcji książki. Mój Kindle bardzo nie polubił tego pliku pdf i wyświetlał go nieustannie miksując czcionki, co ogromnie utrudniało czytanie. Do tego sporo literówek i choć głównie takich ą ę, to jednak popsuło to wrażenia.

Jako wypełnienie lektury warto (kto nie zna) zapoznać się z muzyką, o której pisze Mrówczyńska. Dopełni ona wrażeń i być może pozwoli czytelnikowi lepiej zrozumieć stany uczuciowe w jakich znajdowała się autorka. Wypada ostrzec, że namiętności Mrówczyńskiej mogą udzielić się czytelnikowi. Książka budzi bardzo wiele skrajnie różnych emocji. Od złości, poprzez smutek, irytację, współczucie, sympatię, strach i radość.

Jeżeli ktoś po zakończeniu Młodego Boga z pętlą na szyi nie będzie widział przemiany w głównej bohaterce, polecam powrócić do początkowych fragmentów książki. Przy bezpośrednim zestawieniu zapisków sprzed pobytu w psychiatryku i po nim, można odkryć prawdziwą przepaść dzielącą zachowania Anny Mrówczyńskiej. Nie jest to jednak bajka z happy endem, na ostatniej stronie nie zobaczymy napisu: „wyleczona”.

Ta smutna historia przypomniała mi o blogu prowadzonym przez dziewczynę cierpiącą na anoreksję. Jennifer, bo tak się podpisywała, w bardzo podobny sposób opisywała swoje destrukcyjne myśli (z resztą Mrówczyńska często wspominała o głodówkach lub przejedzeniu jako formach karania samej siebie). Jestem niemal pewna, że niektóre fragmenty ich opowiadań byłyby bliźniaczo podobne. Bloga Jennifer nie znajdziecie już w otchłani Internetu – zniknął niedługo po tym, jak odeszła ona – ostatni wpis zamieścił jej brat: „Pokój jej duszy…”. Mam nadzieję i bardzo tego Mrówczyńskiej życzę (a może sprawdzę to w kolejnej książce), aby zaznała spokoju jeszcze na tym świecie.


Młody bóg z pętlą na szyi. Psychiatryk
Anka Mrówczyńska
Wydawnictwo Psychoskok
2015

1 komentarz :

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!