sobota, 16 stycznia 2016

Z prosektorium do książki

Uwielbiam książki mocno zakotwiczone w rzeczywistości, czerpiące z niej garściami, oparte na faktach, choćby najbardziej brutalnych i tragicznych. Dlatego z ogromną radością sięgałam po książkę powstałą dzięki współpracy Marka Krajewskiego i Jerzego Kaweckiego. A wrażenia po lekturze?



Dla kogoś, kto z uwielbieniem pochłania kolejne odcinki wszelkiej maści CSI, Kości, Dowodów zbrodni i tym podobnych, wiele z przedstawionych w książce spraw może wydać się nad wyraz prymitywnych. Trzeba zapomnieć o poplątanych telewizyjnych historiach, upstrzonych nowoczesnymi laboratoriami i innowacyjnymi technikami śledczymi.

Dobrze będzie, jeśli zapomnimy również o kolejności ujawniania faktów, do jakiej przywykliśmy dzięki thrillerom i kryminałom. Tam zwykle mordercę i jego modus operandi poznajemy na końcu. Marek Krajewski nierzadko serwuje nam te informacje na starcie rozdziału i jedynym brakującym elementem układanki staje się sposób, w jaki udowodnił to doktor Kawecki. Jeśli nie będziecie w stanie wyrzucić z głowy tych przyzwyczajeń, to Umarli mają głos mogą was rozczarować.

Jednak w przeciwieństwie do telewizyjnych historyjek, które tylko czasem bywają oparte na faktach, tych dwanaście opowiadań, zaprezentowanych w książce współtworzonej przez Krajewskiego i Kaweckiego, to najprawdziwsza prawda. Nie ma tutaj fikcji ubarwiającej bieg wydarzeń. Jeśli zawiedzie Was zakończenie, to zawiodło Was życie, a nie wyobraźnia pisarza. Jedyne, na co możecie narzekać to sposób, w jaki ubrał tę prawdę, jaki krój nadał płaszczowi milczenia okrywającemu to, czego ujawnić nie mógł, jakie barwy mają nowe szaty kryminalnych spraw.


Najprawdziwszą prawdę trzeba było nieco odmienić, więc to już taka mniej prawdziwa prawda. Owo przeinaczanie było konieczne, by nie naruszyć dóbr osobistych ludzi, którzy mogliby rozpoznać w bohaterach siebie lub swoich znajomych. Co jest zatem zmyślone? Imiona i nazwiska oczywiście, miejsca i daty popełnionych zbrodni, czasem są też zmyślone wątki. Nie martwcie się jednak, to, co najważniejsze pozostaje bez zmiany – kunszt i praca doktora Kaweckiego.

Rozrzut w czasie przedstawionych spraw może i zachwycać i denerwować. Możemy porównać, jak na przestrzeni lat zmieniały się możliwości i techniki krojenia zwłok, ich identyfikacja, czytanie z nich jak z podręcznika, dowiedzieć się jak pracował kryminolog w latach 80., a jak pracuje się teraz. To porównanie utrudnia jednak fakt, że sprawy nie są prezentowane chronologicznie i ciągle przemieszczamy się w przestrzeni czasowej – od głębokiego PRL-u do dziś i z powrotem w przeszłość.


Chciałoby się, żeby opowieści były dłuższe, bardziej wyczerpywały temat. Ledwo zanurzamy się w konkretnej historii, dopiero co poznaliśmy jej bohaterów, a już trzeba się żegnać, pakować, ubierać i wracać do rzeczywistości. Naprawdę nie było więcej zawiłości w tej sprawie, więcej bocznych tropów? Może jednak nie sprawdziła się dla mnie taka forma książki, wygląda na to, że chciałabym, by Krajewski uczynił z doktora Kaweckiego bohatera cyklu kryminałów, superbohatera łapiącego przestępców zza stołu sekcyjnego. No, to byłoby fajne.

Umarli mają głos to niestety tylko krótki spacerek przez niesamowitość pracy koronera i zarys jego obowiązków. Nie nasyciłam się tą wyprawą. Mimo chłodu prosektorium, chętnie zostałabym tam dłużej i słuchała kolejnych opowieści Jerzego Kaweckiego.


Umarli mają głos. Prawdziwe historie
Marek Krajewski, Jerzy Kawecki
Wydawnictwo Znak
2015

1 komentarz :

  1. :) rzadko sięgam po taką literaturę, ale twoja recenzja mnie zaintrygowała:) pozdrawiam
    http://wiktoriaczytarazemzwami.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!