niedziela, 25 lutego 2018

Co za dużo to niezdrowo

Czytelnik przyzwyczajony do dobrej literatury staje się wybredny i zaczyna więcej oczekiwać od autorów, którzy jak dotąd karmili go wspaniałościami. Gdyby ktoś podmienił nazwisko autora, oceniłabym tę książkę wyżej, ale skoro to pani Katarzyna…



Z wielkim smutkiem przyznaję, że główny wątek Okularnika mnie nie porwał. Znaczy się, miał swoje dobre momenty, a nawet świetne – było raz tak, że wysiadłam z tramwaju i tuptając małymi kroczkami w stronę domu, odmrażałam sobie łapki, bo nie mogłam przestać czytać. Ale w porównaniu do wszystkich innych książek Bondy, które miałam przyjemność poznać (no może z wyjątkiem Sprawy Niny Frank), ta intryga mnie nie ujęła. Bardziej nakręcał mnie wątek osobisty Saszy niż wydarzenia w Hajnówce. Nie do końca było dla mnie wiarygodne zakończenie, nie bardzo wierzę w takie spiski – nie wiem jak mogłabym ubrać to w słowa, żeby nie zdradzić rozwiązania.

Uwielbiam to, że każda książka z tej serii, obok wątków kryminalnych, ma w sobie jakieś ważne zagadnienie społeczne, dotyka istotnej i aktualnej tematyki. W Okularniku przyglądamy się społeczeństwu pogranicza – mieszance kultury polskiej i białoruskiej, zgromadzonej w niewielkiej miejscowości Hajnówka (z której notabene pochodzi Bonda). Tolerancja i akceptacja trudnej przeszłości – tak chyba w największym skrócie można opisać problematykę stanowiącą tło kryminalnej zagadki. Historia pokazuje swoje dwie twarze – dla jednych Romuald Rajs będzie bohaterem narodowym, a dla innych ludobójcą i zbrodniarzem – czy może być coś pośrodku? Czy wszystko musi być czarno-białe?


Autorka w posłowiu pisze, że wydarzenia (te historyczne) są inspirowane prawdziwymi, ale ostatecznie jest to przecież kryminał, a nie dokument, więc całość jest wytworem wyobraźni. „Czasem mówię, że to nie pisarz wymyśla historie, lecz to historia wybiera jego, ponieważ tylko ta osoba może ją opowiedzieć, i tak właśnie było w tym przypadku”.

Bez sensu byłoby po raz kolejny rozpisywać się o kreacji bohaterów, ale z drugiej strony nie można też tego pominąć – po prostu pani Katarzyna niczym rasowa reporterka tworzy bardzo realistyczne charaktery i poświęca wiele czasu na „pracę badawczą”. Tak, jak opowiada w każdym niemal wywiadzie – kiedy pracuje, zamyka się w tamtym świecie i potrafi nie wychodzić z niego przez całą dobę. To naprawdę widać w jej książkach, to czuć na każdej stronie. Bo bycie dobrym pisarzem, to naprawdę ciężka i wymagająca poświęceń praca. Jako czytelnik życzyłabym sobie, by pani Katarzyna izolowała się od rzeczywistości jak najczęściej, ale nie wymarła jeszcze we mnie empatia (i nie wymrze, bo kto czyta książki, ten ma jej więcej – jestem niemal pewna, że już udowodnili to naukowo!), więc dla dobra jej samej i jej rodziny zezwalam na krótkie przerwy w procesie twórczym.


Ale widzę też minus tej morderczej pracy, jaką wkłada w powieści Bonda. W Okularniku wątków jest cały ogrom, a postaci pełen wór. Po prostu jest tego za dużo i aż się ulewa. Zawsze lubiłam u pisarki te wycieczki, skoki w bok od wątku głównego, ale w tej książce jakoś wszystko mi się rozmyło. Liczne poboczne spacery sprawiły, że zapomniałam, dokąd tak naprawdę zmierzam, zagubiłam się i nie wiedziałam gdzie jestem, czy to jeszcze Hajnówka, czy już literacka wtopa. Zamieszaniu sprzyjają też przeskoki w czasie. Od powojennej historii do wydarzeń bieżących z kilkoma postojami po drodze. Trzeba uważać, by się nie zgubić, nie zatracić jakiejś ważnej informacji, odpowiednio połączyć przeszłość i teraźniejszość, by nie poplątały się wątki, osoby i zdarzenia.

Zawsze raziły mnie te momenty, w których złoczyńca, zamiast od razu sprzątnąć niewygodnego świadka, proponuje mu układ, niemalże opowiadając przy tym całą historię swego życia i występku. Takie to trochę banalne i filmowe. Rozczarowuje też niedostatek profilowania. A przecież to zawsze było lepem na czytelnika.


Rozumiem też, że umiejscowienie akcji książki w rodzinnych stronach autorki, nie należało do najłatwiejszych – trzeba było spojrzeć na Hajnówkę z dystansem, by nie stała się uroczym wspomnieniem małej dziewczynki. Bonda wyszła z tego obronną ręką, stworzyła naturalny obraz niewielkiego miasta, które może wiele zaproponować odwiedzającym – aż chce się tam jechać. Ale kiedy sięgam po Bondę, automatycznie stawiam poprzeczkę wysoko. Gdyby ktoś podmienił nazwisko autora, oceniłabym tę książkę wyżej, ale skoro to pani Katarzyna… już wiem na co ją stać i jakoś tak czuję, że Okularnik mógłby być lepszy.


Okularnik
Katarzyna Bonda
Wydawnictwo Literackie
2015

0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!