sobota, 18 czerwca 2016

Muza w kawałkach

Balzak po raz kolejny przedstawia historię zakochanej kobiety. Jakżeby inaczej! Tym razem rozkwita ona na francuskiej prowincji, a więdnie na paryskich chodnikach. Kontrast tych scenerii oraz literackie zapędy jej bohaterów to kluczowe elementy Muzy z zaścianka.



Cała akcja koncentruje się wokół Diny Piedefer. Bardzo pięknie pisarz wymalował jej portret. Owa kobieta zarysowana skrupulatnie na tle francuskiej prowincji, zieleniejących się pól i rozległych arystokratycznych posiadłości. Niezwykła muza przyciąga wielbicieli, opiewających jej urodę i talenty, tak mocno odznaczające się wśród zaściankowych panien.

Ten sielankowy obraz mógłby trwać wiecznie, gdyby nie literackie zapędy Diny i skrywana chęć poznania lepszego, paryskiego świata. Uczłowieczeniem tych pragnień staje się dziennikarzyna odwiedzający prowincję. Za jego sprawą dama wyrywa się z tego obrazu, ucieka z niego i przenosi się w ślad za kochankiem do francuskiej stolicy. I tak bardzo odstaje na tym nowym tle. Gubi swoje piękno i blask, staje się jedną z wielu nic nieznaczących twarzy, pospolitą, niemodnie ubraną, niezdążającą za modą i obyczajami.

Niemalże wzbudza litość ta przeklejona do innego świata osóbka. Jakby do obrazu Leonarda Da Vinci ktoś domalował rubensowskiego aniołka. Kicz i tandeta… Ale czego nie robi się dla miłości, choć przecież wiadomo jak to się skończy – to Balzak! Kobieta będzie cierpieć i płakać, znosić niedostatki pieniądza i nadwyżki pięknych panien krążących wokół jej wybranka.


Zanim jednak przyjdzie nam ronić łzy nad losem biednej Diny, będziemy mogli nacieszyć się paroma niuansami. Z początku historii pisarz przedstawi nam dokładnie kukły tego teatru – poznamy całe biografie panny Piedefer i jej przyszłego męża Pana de la Baudraye wraz z prześwietleniem losów ich przodków. Gdy zawiąże się ten dziwny małżeński węzeł, przyjdzie czas na historie o zdradzie. Z tych opowiastek podstępnie opowiadanych przez gości de la Baudraye’ów wydać by można osobną publikację, w niczym nieodstępującą innym opowiadaniom z cyklu Komedii ludzkiej.

Mimo iż połączenie wierszy i prozy jest w literaturze francuskiej czymś potwornym, istnieją wszakże wyjątki od tego prawidła. Pozwolimy sobie w tym opowiadaniu pogwałcić je na chwilę; aby bowiem odsłonić tajemne walki, które mogą Dinę wytłumaczyć, jeżeli nie rozgrzeszyć, trzeba nam zanalizować pewien poemat, owoc jej głębokiej rozpaczy. Takimi oto słowami Balzak zapowiada największe dzieło rezolutnej Diny, kolejną składową tej historii.

Cały elaborat można by pewnie napisać, analizując następującą później scenę, w której czytano na głos romans Olimpia. Nie mam jeszcze kompetencji, aby podejmować się tego zadania, a spragnionym wyjaśnień polecam wstęp do Muzy z zaścianka poczyniony przez wspaniałego T. Boya-Żeleńskiego. Wyjaśnia on pięknie elementy literackiej satyry, jakie zawarł Balzak w tej opowieści.

Cudownie czyta się kolejne dzieło Komedii ludzkiej, gdy znamy już z poprzednich występujące w nim postacie. Gdy wiemy, z jakiej gliny ulepiony jest Lousteau, nie zaskoczy nas rozwój i finał jego znajomości z Diną. Zazębiają się poszczególne historie, kolejny puzzel układanki trafia na miejsce, wielki obraz namalowany przez Balzaka nabiera nowych barw i staje się wyraźniejszy. Podobnie jak składowe Muzy z zaścianka, tak każdy tom Komedii ludzkiej stanowi odrębne dzieło, osobny majstersztyk. Możemy cieszyć się nimi z osobna, ale dopiero ich połączenie to prawdziwa uczta literacka.


Muza z zaścianka
Honoriusz Balzak
czyt. Joanna Domańska
Wolne Lektury


0 komentarze :

Prześlij komentarz

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!