środa, 11 listopada 2015

Kwiecisty kryminał

Wróciliśmy sprawdzić co słychać u psychologa śledczego Huberta Meyera, ale w życiu nie spodziewalibyśmy się aż takich zmian! Pan Hubert już nie pracuje w policji, nie mieszka w Katowicach, a na dodatek przeobraził się w pijaka-pustelnika! Na całe szczęście jedna rzecz pozostaje niezmienna – Bonda wciąż bajecznie pisze!



Chociaż Florystka nie zaskoczyła mnie aż tak bardzo zakończeniem, jak poprzednia książka z tego cyklu, to jednak w ostatecznym rozrachunku podobała mi się bardziej. Było w niej coś, co przypomniało mi film Szumowskiej Body\Ciało. Swoiste połączenie metafizyki z brutalną zbrodnią, wiara w pozaziemskie życie kontra bezlitosna rzeczywistość.

Przez większość lektury nie miałam zielonego pojęcia, kto mógłby okazać się mordercą, a nawet jeśli podejrzewałam, to było to całkowicie błędne. Im bliżej końca, tym bardziej rozwiewały się moje wątpliwości i już prawie miałam pewność, kogo trzeba wsadzić za kratki. Aż tu nagle, prawdziwy kocioł na ostatnich kartach! Bonda tak sprytnie mną zamotała, że aż zapomniałam, jak się nazywam, a co dopiero jak nazywa się prawdziwy zabójca. A było tak, jak przypuszczałam wcześniej…


Tytułowa florystka to psychicznie chora kobieta, morderczyni, matka opętana przez ducha swojego dziecka czy może ofiara, zahukana przez otoczenie niewinna dziewczyna? Od momentu, w którym poznajemy Olę, aż do końca książki, nasza opinia o niej wciąż się zmienia. To na jej historii opiera się cała fabuła.

Drugą gwiazdą książki (dla odmiany – niespadającą) są losy pana Meyera. Niezwykłego tempa historii nadaje bowiem pewnego rodzaju odwrócenie ról. Nagle to śledczy znajduje się na celowniku, jest tropiony, okłamywany przez współpracowników i wszelkimi sposobami próbuje się go odsunąć od sprawy Zosi. Wygląda na to, że komuś bardzo zależy na tym, by nie powiązano zniknięcia małej dziewczynki z innym, dawno już zakończonym śledztwem. Ale czy to możliwe, że seryjny morderca ma tak serdecznych przyjaciół w policji?


Autorka znów postanawia dokształcić nas z kilku wyjątkowych dziedzin. Poczytamy nieco o harfach i niezwykle ciężkiej pracy, jaką jest nauka gry na tym rzadko spotykanym instrumencie. Dzięki postaci florystki pojawia się oczywiście wiedza z zakresu pielęgnacji kwiatów. Jest i garść ciekawostek o wilkach… a co one tam robią? Jak to w kryminałach, człowiek człowiekowi wilkiem!

Nie będę znów rozpisywać się o cudownym, reportażowym stylu pisania Katarzyny Bondy. Zajmę się czymś, co poprzednio nieco przemilczałam. W jej książkach miesza się bardzo dużo wątków, ale jest to pomieszanie bardzo nieprzypadkowe. Wiadomo, że zazwyczaj mają za zadanie nas omamić i odciągnąć od prawdziwego mordercy, ale kurczę… Tak bardzo potrzebujemy ich, by naprawdę dobrze zrozumieć całą historię – bo przecież nie chodzi tylko o to, aby niczym Scooby Doo, jak najszybciej ściągnąć maskę złoczyńcy. Czytelnik, tak samo jak Meyer, musi dobrze zrozumieć, dlaczego ta ofiara, ten morderca i co sprawiło, że ich losy splątały się w tak okrutny sposób. Gdyby ekipa z Wehikułu Tajemnic poświęciła trochę więcej czasu na zrozumienie ludzkich motywacji, to być może pokolenie wyrastające na Scooby Doo wykazywałoby się większą empatią.



Florystka
Katarzyna Bonda
Wydawnictwo Muza SA
2015


1 komentarz :

Podoba Ci się ten wpis? Podziel się tą wiadomością z innymi.
Polub, udostępnij, napisz komentarz, podaj dalej!