Wróciliśmy sprawdzić co słychać u psychologa śledczego Huberta Meyera, ale w życiu nie spodziewalibyśmy się aż takich zmian! Pan Hubert już nie pracuje w policji, nie mieszka w Katowicach, a na dodatek przeobraził się w pijaka-pustelnika! Na całe szczęście jedna rzecz pozostaje niezmienna – Bonda wciąż bajecznie pisze!
Chociaż Florystka nie zaskoczyła mnie aż tak bardzo zakończeniem, jak poprzednia książka z tego cyklu, to jednak w ostatecznym rozrachunku podobała mi się bardziej. Było w niej coś, co przypomniało mi film Szumowskiej Body\Ciało. Swoiste połączenie metafizyki z brutalną zbrodnią, wiara w pozaziemskie życie kontra bezlitosna rzeczywistość.
Przez większość lektury nie miałam zielonego pojęcia, kto mógłby okazać się mordercą, a nawet jeśli podejrzewałam, to było to całkowicie błędne. Im bliżej końca, tym bardziej rozwiewały się moje wątpliwości i już prawie miałam pewność, kogo trzeba wsadzić za kratki. Aż tu nagle, prawdziwy kocioł na ostatnich kartach! Bonda tak sprytnie mną zamotała, że aż zapomniałam, jak się nazywam, a co dopiero jak nazywa się prawdziwy zabójca. A było tak, jak przypuszczałam wcześniej…
Tytułowa florystka to psychicznie chora kobieta, morderczyni, matka opętana przez ducha swojego dziecka czy może ofiara, zahukana przez otoczenie niewinna dziewczyna? Od momentu, w którym poznajemy Olę, aż do końca książki, nasza opinia o niej wciąż się zmienia. To na jej historii opiera się cała fabuła.
Drugą gwiazdą książki (dla odmiany – niespadającą) są losy pana Meyera. Niezwykłego tempa historii nadaje bowiem pewnego rodzaju odwrócenie ról. Nagle to śledczy znajduje się na celowniku, jest tropiony, okłamywany przez współpracowników i wszelkimi sposobami próbuje się go odsunąć od sprawy Zosi. Wygląda na to, że komuś bardzo zależy na tym, by nie powiązano zniknięcia małej dziewczynki z innym, dawno już zakończonym śledztwem. Ale czy to możliwe, że seryjny morderca ma tak serdecznych przyjaciół w policji?
Autorka znów postanawia dokształcić nas z kilku wyjątkowych dziedzin. Poczytamy nieco o harfach i niezwykle ciężkiej pracy, jaką jest nauka gry na tym rzadko spotykanym instrumencie. Dzięki postaci florystki pojawia się oczywiście wiedza z zakresu pielęgnacji kwiatów. Jest i garść ciekawostek o wilkach… a co one tam robią? Jak to w kryminałach, człowiek człowiekowi wilkiem!
Nie będę znów rozpisywać się o cudownym, reportażowym stylu pisania Katarzyny Bondy. Zajmę się czymś, co poprzednio nieco przemilczałam. W jej książkach miesza się bardzo dużo wątków, ale jest to pomieszanie bardzo nieprzypadkowe. Wiadomo, że zazwyczaj mają za zadanie nas omamić i odciągnąć od prawdziwego mordercy, ale kurczę… Tak bardzo potrzebujemy ich, by naprawdę dobrze zrozumieć całą historię – bo przecież nie chodzi tylko o to, aby niczym Scooby Doo, jak najszybciej ściągnąć maskę złoczyńcy. Czytelnik, tak samo jak Meyer, musi dobrze zrozumieć, dlaczego ta ofiara, ten morderca i co sprawiło, że ich losy splątały się w tak okrutny sposób. Gdyby ekipa z Wehikułu Tajemnic poświęciła trochę więcej czasu na zrozumienie ludzkich motywacji, to być może pokolenie wyrastające na Scooby Doo wykazywałoby się większą empatią.
Florystka
Katarzyna Bonda
Wydawnictwo Muza SA
2015
Przeczytam, dzięki za ten post!
OdpowiedzUsuń